Fibiger o Fibigerze

Byłam właśnie na warszawskiej premierze filmu Dusza zaklęta w fortepianie o historii fabryki fortepianów w Kaliszu. Jeśli kogoś temat ciekawi, to film będzie pokazywany do 15 września w KinoGramie w Fabryce Norblina.

Autorką jest Judyta Fibiger – reżyserka, scenarzystka, producentka, a przede wszystkim ukochana wnuczka Gustawa Arnolda Fibigera III, ostatniego w dynastii właścicieli fabryki fortepianów Arnold Fibiger, założonej przez jego dziadka, Gustawa Arnolda Fibigera I. Film nosi taki sam tytuł, jak książka wydana jakiś czas temu przez matkę reżyserki, Elwirę Fibiger. O ile jednak w książce jest opis świata, którego już nie ma, historii zasłużonego rodu i postaci ojca autorki, Gustawa Arnolda III, to w filmie reżyserka część historyczną traktuje skrótowo i informacyjnie, a koncentruje się przede wszystkim na postaci swojego dziadka, o którym wypowiadają się jego uczniowie nie nazywając go inaczej niż czułym i poufałym zdrobnieniem Gucio. „Wszyscy jesteśmy dziećmi Gucia” – mówi jeden z nich.

Bo też ten „Gucio” był naprawdę niezwykłą postacią. Przed wojną zdążył ukończyć studia ekonomiczne oraz praktykować nie tylko w rodzinnej fabryce, ale też u Bösendorfera w Wiedniu. Mimo niemieckich korzeni czuł się Polakiem i nie zgodził się na podpisanie volkslisty; walczył w kampanii wrześniowej i przez 5 lat był w obozach jenieckich. Gdy tylko go wypuszczono, wrócił do Kalisza i fabryki, a kiedy PRL ją sobie przywłaszczył i przemianował na Calisię, został tam najpierw na stanowisku dyrektora, a później głównego konstruktora. Zainicjował też powstanie Technikum Budowy Fortepianów, jedno z nielicznych w Europie. Zdumiewa wielka klasa tego człowieka, któremu odebrano jego własność, dzieło jego rodziny, a on służył dalej zakładowi i ludziom. I nie tylko postępował z klasą, również z klasą się zachowywał, co uczniowie w nim podziwiali i z chęcią naśladowali.

Zastanawiałam się nawet usłyszawszy tę historię, jak to możliwe, że choć to on pilnował tego, co dzieje się w fabryce, to jakość instrumentów tam budowanych bardzo odbiegała od przedwojennych. Wytłumaczyła mi to w rozmowie po filmie reżyserka: musiał korzystać z tego, co było do dyspozycji, a dostarczano mu byle jakie i niewysuszone drewno. Oglądałam, jak się robi fortepiany i wiem, ile czasu trzeba suszyć materiał do ich produkcji, więc teraz już rozumiem, dlaczego tak było.

Słuchamy zatem opowieści o „Guciu” i oglądamy renowację przedwojennego instrumentu (na którym na koniec zagra Leszek Możdżer). Wypowiada się jeszcze kilka osób, w tym Jan A.P. Kaczmarek, który co prawda jest z Konina, ale i z Kaliszem był jakoś związany. Zrobił też do tego filmu muzykę, co akurat nie jest jego mocną stroną, ale rozumiem, że uznane nazwisko ma przyciągać.

Nie ma w filmie nic o tym, jak smutno skończyła się historia fabryki. Wspominałam tu o tym kiedyś – fabryka została odzyskana przez rodzinę, ale spadkobierców było 11, a kwota zasądzonego odszkodowania śmiesznie mała – to były lata 90., najgorsze na tego typu sprawy. Po kilku latach marka Calisia została odsprzedana Chińczykom. Jej akurat Fibigerom nie było szkoda. Szkoła działa nadal i kształci techników, chętnie zatrudnianych także za granicą.