Dobra, zapomniana muzyka
…na koncercie Orkiestry Polskiego Radia pod Michałem Klauzą na Łańcuchu XXII. Oczywiście z wyjątkiem dzieła patrona festiwalu – Partity Lutosławskiego w wersji na skrzypce z orkiestrą.
Nie będę się już po raz któryś rozwodzić nad jej oczywistą genialnością, powiem tylko, że świetnie zagrał ją Jarosław Nadrzycki, a poboczną solistką-pianistką była Agnieszka Kozło, która miała też eksponowaną partię w jednym z później zagranych utworów.
Partita była też jedynym wyjątkiem, jeśli chodzi o czas powstania (1984) – podczas pozostałych dzieł podróżowaliśmy do czasów tużpowojennych, czyli drugiej połowy lat 40. Jeszcze przed proklamowaniem socrealizmu zdążył się wpasować Zbigniew Turski, pisząc w 1947 r. Sinfonię da camera w stylistyce między ekspresjonizmem a neoklasycyzmem, trochę przypominającej przedwojenną entartete Musik. Ponoć kompozytor wykorzystał w niej materiał z zaginionego Kwartetu smyczkowego z 1941 r. Szczególnie urzekła mnie część druga utworu – można go posłuchać tutaj. O Turskim zupełnie zapomniano, choć odniósł chyba jako pierwszy kompozytor po wojnie wielki międzynarodowy sukces – w 1948 r. zdobył złoty medal olimpijski za II Symfonię „Olimpijską”. Niestety zaraz potem władze PRL uznały ją za formalistyczną – to było największe wówczas napiętnowanie. Po pierwszym ciosie, jaki Turski otrzymał, gdy w powstaniu warszawskim spłonęły jego wszystkie dzieła, otrzymał drugi. Wycofał się wówczas na dalszy plan, do muzyki teatralnej i filmowej, i bardzo szkoda, że jego kariera tak się załamała.
Musica notturna Giorgio Federico Ghediniego, powstała w tym samym roku, co Sinfonia da camera Turskiego, to prawdziwe znalezisko – po prostu piękny utwór, nawet przypominający trochę ową drugą część z Sinfonii. Ghedini był twórcą bardzo płodnym i ponoć nierównym, ale myślę, że został nam zaprezentowany w swoim najlepszym wydaniu.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Oddychać najlepiej rano. Tak się żyje w mieście z najgorszym powietrzem w Polsce
Zdrowie? Pochodzę stąd z dziada pradziada i żyliśmy w smogu cały czas. Nie widzę, żeby ludzie się tym jakoś przejmowali – słyszymy w Suchej Beskidzkiej, która jest w czołówce miejscowości z najgorszym powietrzem w Polsce.
Wreszcie Bohuslav Martinů. Też kompozytor bardzo płodny, ale nie znam jego słabych utworów. Toccata e due canzoni powstała w 1946 r., gdy mieszkał w Stanach Zjednoczonych, i choć sugeruje nawiązania do muzyki dawnej, w istocie stylistycznie jest bliska twórczości jego kolegów po fachu i tak jak on emigrantów wojennych w Stanach – Igora Strawińskiego czy Aleksandra Tansmana. Martinů to jeden z tych kompozytorów, którego jak dla mnie zbyt mało się gra – to wspaniała muzyka, barwna i porywająca.
Jutro też przychodzę na Łańcuch. W Krakowie ciekawy duet Bostridge/Anderszewski, ale nie wybieram się, bo mam pilną robotę do skończenia. Jeśli ktoś się wybierze i będzie miał ochotę opowiedzieć, jak było, to proszę bardzo.
Komentarze
Sobotni koncert FN okazał się chyba lepszy od piątkowego – baryton dał radę i stworzył nastrój. Orkiestra w Wagnerze starała się bardzo, kiksy oczywiście były, ale wpadek totalnych nie zarejestrowałem. Ten „Pierścień bez słów” to dziwny utwór, osobom znającym oryginał raczej będą przeszkadzały nieznośne „szwy”pomiędzy epizodami Tetralogii. Brak odcinków statycznych powoduje sytuację, że przez ponad godzinę gra wymaga pełnej koncentracji i szczytowej formy. Co już jednak bezlitośnie obnaża granice możliwości tutejszej orkiestry.