Jak zmarnować 900 tys. złotych

…a zapewne nawet więcej, bo przecież to się tak nie skończy. Przykre dla nas, bo straciliśmy świetny festiwal w pięknym miejscu. Ale to także nauka dla wszelkich organizatorów: jeśli na coś się umawiamy, trzeba się tego trzymać.

Pierwsze – i ostatnie – dwie edycje Kromer Festival były znakomite i wszystkim przyniosły apetyt na więcej. Wydawało się, że są szanse, by to „więcej” zostało stworzone. Z początku wszystko zapowiadało się świetnie. 26 września burmistrz Biecza Mirosław Wędrychowicz i prezes Fundacji a415, oficjalnego organizatora festiwalu – Barbara Orzechowska-Berkowicz podpisali list intencyjny dotyczący przyszłej współpracy. Wedle warunków w nim zawartych partner wiodący, czyli fundacja, zobowiązał się do złożenia wniosku o trzyletnie dofinansowanie festiwalu w ramach konkursu RPO Małopolska (Regionalny Program Operacyjny – pieniądze z UE), natomiast partner projektowy, czyli gmina Biecz oraz tamtejszy podległy jej Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w razie otrzymania dotacji zobowiązały się do wyłożenia wkładu własnego w wysokości 369 tys. zł na każdy rok, a także do natychmiastowego zawarcia umowy partnerskiej, uściślającej obszary współpracy.

Fundacja złożyła wniosek i – co ogłoszono w kwietniu – pozyskała dotację w wysokości 896 760 zł. Listę mamy tutaj (pozycja piąta). Jak widać z tej tabelki, wedle oceny merytorycznej projekt znalazł się na wysokiej, drugiej pozycji. Wydawałoby się – cieszyć się, zakasać rękawy i robić. I tu zaczęły się schody.

Zapowiadana umowa partnerska nie pojawiła się. Gmina próbowała za to namówić fundację do podpisania umów z zewnętrznymi podmiotami na rok, co nie jest możliwe w cyklu trzyletnim: gdyby po roku taki podmiot się wycofał, trzeba byłoby zwracać wszystkie pieniądze! Zatem fundacja nie mogła pójść na to.

Gmina postanowiła więc ogłosić przetarg. Szokujący jest już sam pomysł przetargu na wykonawcę projektu, który wymyślił ktoś inny (i co więcej to temu komuś, a nie gminie, przyznano dotację), ale clou tkwi w treści zawartych w nim kompletnie księżycowych warunków – przeczytajcie tutaj. Dużo tam kuriozów, ale najwięcej w passusie z punktu mówiącego o nazwie i logotypie festiwalu: „2) Zamawiającemu przysługuje wyłączne prawo do używania i korzystania z nazwy i logotypu Festiwalu. 3) (…)  Wykonawca przeniesie na Zamawiającego całość autorskich praw majątkowych do logotypu Festiwalu w tym prawo do wykonywania zależnych praw autorskich, do korzystania i rozporządzania w kraju i za granicą, na następujących polach eksploatacji: a. powielanie logotypu Festiwalu dowolną techniką i w dowolnej liczbie egzemplarzy, b. wprowadzanie do obrotu, użyczanie lub najem logotypu Festiwalu, c. używanie logotypu Festiwalu w charakterze wzoru przemysłowego, znaku towarowego oraz uzyskania prawa ochrony na te wzory, d. tworzenie nowych wersji logotypu Festiwalu, e. publiczne udostępnianie logotypu Festiwalu, w tym także w ten sposób, aby każdy mógł mieć do niego dostęp w miejscu i czasie przez siebie wybranym, w szczególności udostępnienie i rozpowszechnianie w sieci Internet oraz w sieciach zamkniętych, w tym także poprzez sieci kablowe i platformy cyfrowe, f. publiczne wystawianie, wyświetlanie, w tym wykorzystanie logotypu Festiwalu do promocji, reklamy a także celów edukacyjnych lub szkoleniowych, g. inne pola eksploatacji związane z promocją Zamawiającego takie jak w szczególności: filmy reklamowe i ich prezentacja. 4) Przeniesienie praw autorskich do logotypu Festiwalu nastąpi w ramach wynagrodzenia ofertowego oraz nie będzie ograniczone czasowo lub terytorialnie. 5) Przejście autorskich praw majątkowych do logotypu Festiwalu nastąpi w dniu przekazania logotypu Zamawiającemu. 6) Zamawiający ma prawo zbyć nabyte na drodze niniejszej Umowy autorskie prawa majątkowe do logotypu Festiwalu lub upoważnić osoby trzecie do korzystania z niego”. Najwidoczniej urzędnicy w Bieczu nie mają pojęcia, co to jest projekt autorski i w ogóle prawo autorskie. Dowodem jest choćby fakt, że już w samym ogłoszeniu piszą, że przetarg jest na organizację Kromer Festival, nie biorąc pod uwagę, że ta nazwa należy do kogoś innego (nie wystarczyło napisać po prostu: festiwal muzyki dawnej?).

Fundacja więc ogłosiła, bo inaczej nie mogła, że do przetargu nie przystąpi. Nie przystąpił też nikt inny. Gmina zerwała więc kontakty z fundacją, ogłaszając kolejny przetarg. Wiem skądinąd, że niezależnie próbowała też pozyskiwać osoby z zewnątrz. To się nie udało.

Co jeszcze jest ważne: gmina nie podpisując przyrzeczonej umowy naraziła również fundację na straty, ponieważ zostały już wykupione bilety i hotele dla artystów, zamówiona książka programowa z tekstami autorstwa znakomitych polskich muzykologów itd itp. To wszystko trzeba było zapłacić.

Podsumowując: gdyby po prostu dotrzymano tego, co się przyrzekło, za półtora miesiąca słuchalibyśmy w Bieczu Arpeggiaty i zespołu Europa Galante. Nie usłyszymy nic, a strony listu intencyjnego spotkają się najpewniej w sądzie.