Fryderyk wzruszał się „Normą”

Bardzo ciekawie – są zdania, że wręcz sensacyjnie – zapowiada się piątkowe wykonanie koncertowe Normy Belliniego przez solistów i zespół Europa Galante w Filharmonii Narodowej. Byłam na konferencji prasowej z Fabiem Biondim, który mówił rzeczy fascynujące.

Normę zagrali po raz pierwszy na instrumentach z epoki 9 lat temu na Festiwalu Verdiowskim w Parmie. Od tego czasu jej nie powtórzyli, dopiero teraz zagrają ją tutaj i mają nadzieję, że opera w tej formie zacznie tym koncertem swój triumfalny pochód przez sceny świata. Jednocześnie ukaże się nowe wydanie krytyczne Normy, opracowane przez Biondiego.

FB bardzo się cieszy, że wykonają to właśnie w tej sali, ponieważ w czasach Belliniego orkiestra grała nie w kanale, ale bliżej poziomu sceny. W paryskiej Opéra Comique jest tak jeszcze dziś. Jeszcze ponoć Verdi twierdził, że orkiestra w operze powinna roboare – robić hałas. Jednocześnie soliści powinni idealnie podawać tekst. Krytyka czasów Belliniego pisała o jego operach, że to powrót na scenę sztuki deklamacji. Giuditta Pasta, dla której partia Normy została napisana, była wielką artystką teatru. Ten element jest bardzo tu ważny. Dramaturgia jest dla Biondiego także umiejętnością korelacji działania muzyków z opowiadaną historią.

Oczywiście trzeba pamiętać, mówi Biondi, że już chyba nikt wśród muzyków „historycznie poinformowanych” nie uważa, że odtwarzają oryginał. Wiadomo przecież, że nawet słuchało się inaczej, zupełnie inne rzeczy robiono w operze w tych czasach. W La Scali zresztą w ogóle dominował wówczas balet. Od tamtych czasów zmieniło się społeczeństwo i odbiór. Straciliśmy słownik, który pozwoliłby nam zrozumieć wszelkie konteksty. Świat interpretacji opiera się na hipotezach. Wiemy jednak ważną rzecz: Belliniego bardzo przyciągał duch romantyzmu, ale jednocześnie kompozytor był przywiązany do klasycyzmu. Podobnie zresztą jak jego przyjaciel Chopin. Typowym błędem współczesnego społeczeństwa jest zamiłowanie do stawiania ostrych granic: odtąd dotąd mamy klasycyzm, a od tego dnia romantyzm. Nigdy tak nie było.

Śpiew też był zupełnie inny. Nasza współczesność, narzeka słusznie Biondi, zatruła nas hałasem, a belcanto dziś polega na krzyku. W rzeczywistości takie nie było. Co nie znaczy, że Norma ma być wykonywana kameralnie. Przeciwnie, mówi dyrygent i skrzypek, nasze wykonanie będzie dość kanciaste, nawet może agresywne. Ma być piękną rzeką dźwięku, która tańczy, ale nie zatapia. Myślę, dodaje FB, że Bellini zasługuje na to, żeby wykonywać jego muzykę tak, jak została napisana, nie zniekształconą manierami narosłymi przez pokolenia. Wtedy lepiej zrozumiemy, dlaczego Chopin płakał słuchając Normy, a arii Casta diva zapragnął wysłuchać na łożu śmierci.

Dlatego ogromnie jestem ciekawa wykonania. A tymczasem w czwartek odbył się recital sopranistki holenderskiej Lenneke Ruiten, laureatki różnych konkursów. Śpiewała z dużym wdziękiem, bezpretensjonalnie i inteligentnie, choć głos miała jakoś dziwnie umiejscowiony. No, ale skoro niektóre utwory z tego repertuaru (pieśni Belliniego czy zaśpiewany na bis jeden z mazurków Chopina w opracowaniu Pauline Viardot) mam w uszach w wykonaniu Olgi Pasiecznik, to teraz trudno mi dogodzić. Ale ogólnie byłam raczej zadowolona, zwłaszcza, że repertuar ciekawy: zupełnie mi nieznane pieśni Mendelssohna, młodego Wagnera, Liszta, Bizeta – no i Chopina (po niemiecku).

A przed Normą czeka mnie jeszcze jeden recital – tym razem tenora, Hansa Jörga Mammela (z Ewą Pobłocką); w programie sami jubilaci, czyli Chopin, Paderewski i Schumann.