Płytowe zaległości (2)

Płytoodsłuchiwania ciąg dalszy. Wczoraj „padło” na – głównie polski – XX wiek. I to w większości w wykonaniach kwartetowych, bo świetnych kwartetów w Polszcze nie brak.

Zacznę jednak od orkiestry. NOSPR/Alexander Liebreich, Szymanowski & Lutosławski (Accentus/Polskie Radio). Jedna z pierwszych płyt nagranych w nowej siedzibie katowickiej orkiestry; nagrana zresztą trochę jakby nieśmiało, a może po prostu ja mam niedosyt wyobrażając sobie, jak to w tej cudnej sali brzmi na żywo. II Symfonia Szymanowskiego – pomyśleć, że kiedyś uważałam ją za dzieło nie do słuchania, trzeba było dyrygenta z Monachium, żeby wydobył z tego utworu uroki jego proweniencji od Richarda Straussa. Lutosławski: świetne wykonanie Livre pour orchestre, najlepiej interpretowanego niegdyś przez Jana Krenza, ale to niewiele odbiega, jest bardzo wyraziste, wysłyszałam wiele niezauważonych dotąd rzeczy. I na koniec smyczki w Muzyce żałobnej.

Pozostając przy Szymanowskim – Meccore String Quartet, Claude Debussy // Karol Szymanowski (Warner/Polskie Nagrania). Tak, ta płyta wyszła pod podwójnym stempelkiem; logo Polskich Nagrań wraz z pamiętnym kogucikiem! Warner Music Poland spełnia więc obietnicę, że pod tym szyldem będą też ukazywać się nowe płyty. Jeden z najlepszych kwartetów młodego pokolenia wykonuje oba kwartety Szymanowskiego i jedyny kwartet Debussy’ego – dynamicznie i lirycznie, po prostu perfekcyjnie.

Lutosławski Quartet, Grażyna Bacewicz, Complete String Quartets (Naxos). To nagranie przeleżało się od 2012 r. i zostało dokonane jeszcze w poprzednim składzie wrocławskiego kwartetu – z Jakubem Jakowiczem jako prymariuszem (obecnie jest nim Bartosz Woroch). Wyszło – w formie dwóch płyt – dopiero w zeszłym roku; cieszyć się należy, że trafiło do tak popularnej firmy. Bardzo interesujące wykonanie, parę miałam zaskoczeń (przyzwyczajona byłam do interpretacji Kwartetu Śląskiego), ale nie na minus. Zaskoczeniem było też uszeregowanie kwartetów: na pierwszej płycie VI, I, III i VII, na drugiej – IV, II i V, a więc przeskoki stylistyczne między wczesnymi, neoklasycznymi dziełami i późniejszą twórczością czerpiącą już bardziej ze zdobyczy sonoryzmu. Jednak nawet te utwory łączy duch pozytywny i motoryczność, która z neoklasycyzmu się wywodzi. Bacewicz była i zawsze pozostała sobą, czy przed wojną, czy podczas, czy za stalinizmu, czy po. Przebojowy IV Kwartet można uznać za dzieło spełniające warunki socrealizmu, a i tak jest genialny i takim pozostanie.

Kwartet Śląski/Piotr Sałajczyk, Szymon Laks, Muzyka kameralna (Polskie Radio Katowice). Jak już wspomniałam o Kwartecie Śląskim, jednym z zespołów o najdłuższym stażu w Polsce i pozostającym wciąż na najwyższym poziomie, to teraz o jego najnowszej płycie poświęconej twórczości kompozytora o życiorysie pełnym straszliwych kontrastów. Warszawiak, 8 lat starszy od Bacewiczówny, jako kompozytor debiutował jeszcze na studiach, po czym wyjechał do Paryża po dalszą naukę i sukcesy. Przyszła wojna i rząd Vichy, który zapakował Laksa do pociągu do Auschwitz; jak wiadomo, kompozytor przeżył dzięki dyrygowaniu obozową orkiestrą, co potem opisał we wstrząsających wspomnieniach. Po wojnie wrócił do Paryża i tam już pozostał do śmierci; jego przedwojenne dzieła uległy zniszczeniu, w tym pierwsze dwa kwartety. Ślązacy grają na płycie wszystkie trzy napisane po wojnie (1945, 1962, 1963). Pierwszy z nich jest wręcz demonstracyjnym nawiązaniem do polskiej muzyki ludowej, oparty na szeregu melodii od nizinnych po góralskie; również więc mógłby spełniać postulaty jeszcze wówczas nieogłoszonego socrealizmu (ale przecież i wtedy Laks nie był w tym pierwszy, Tansman włączał – także w Paryżu – polskie motywy do swojej muzyki jeszcze w latach 20.). Płytę zamyka Kwintet fortepianowy, będący opracowaniem tego utworu, tak więc mamy tu polską klamrę. Dwa pozostałe kwartety są czysto neoklasyczne, miłe w słuchaniu, ze słyszalnymi nawiązaniami do jazzu.

Maria Sławek/Piotr Różański, Mieczysław Weinberg, Sonatas for Violin and Piano (CD Accord). Tak sobie myślałam podczas słuchania Laksa, że najwięcej polskich motywów ludowych można znaleźć w twórczości polskich Żydów-emigrantów… Weinbergowi to również się wcale nierzadko zdarzało, ale akurat nie w utworach z tej płyty, znakomicie wykonanych przez krakowski duet. Skrzypaczka napisała również esej w książeczce dołączonej do płyty, ale trochę mnie paroma stwierdzeniami zdziwiła, np. w IV Sonacie op. 39 (1947) dopatrzyła się jakichś podobieństw do Quatour pour la fin du temps Messiaena i zastanawiała się, czy to świadome i czy Weinberg mógł znać ten utwór. Po pierwsze, w 1947 r. nie miał na to szans, po drugie, nie ma tam żadnego podobieństwa. Utwór jest wręcz diatoniczny, nie ma tam harmonii messiaenowskich, jest tu raczej – jak to u Weinberga – cień Szostakowicza, ale odległy. Na płycie są jeszcze Sonatina op. 46 (1949) i V Sonata op. 53 (1953). Artyści świetnie oddają ów charakterystyczny posmak melancholii i rezygnacji, który jest nieodłączną cechą twórczości tego kompozytora. Coraz więcej jest w świecie płyt z jego utworami, stał się wręcz modny, ale nic dziwnego – to piękna muzyka.